Z czym kojarzy wam się Pac-Man? jeżeli z retro graniem i żółtą kulką, która pożera inne żółte kulki i ucieka przed kolorowymi duchami, to prawdopodobnie nie słyszeliście jeszcze o Shadow Labirynth lub ewentualnie nie mieliście jeszcze okazji w nią zagrać. To najnowsza produkcja wydana przez Bandai Namco, która przedstawia alternatywną wersję tej ikonicznej postaci i która sprawiła, iż dziś widzę ją zupełnie inaczej. To już nie słodka kuleczka, której żona nosi różową kokardkę. od dzisiaj Pac-Man to dla mnie mroczny, tajemniczy byt, pożerający wielkie mechy. Brzmi intrygująco, prawda?
Spis Treści
- W innym miejscu, w innym czasie…
- Hej Grok, wygeneruj mi przeciętną metroidvanię
- Nie jest świetnie, nie jest źle. Jest okej.
- Jeszcze kilka ciężkich kulek do przełknięcia
- Drogi Pac-manie, lubię Cię pomimo twoich wad
Kup Shadow Labyrinth (PS5)
W innym miejscu, w innym czasie…
Pomysł na opowiedzenie historii popularnego Pac-Mana w inny, nowy sposób, to zdecydowanie coś świeżego. Przynajmniej dla mnie, bo nie znam żadnego innego tytułu, który prezentuje tę postać w aż tak oderwany od jej automatowego rodowodu sposób. choćby jeżeli Shadow Labyrinth, delikatnie mówiąc, nie posiada scenariusza wartego jakichkolwiek nagród, to nie potrafię nie docenić próby zrobienia czegoś nowego. A za taką uważam ten zaskakujący mariaż Pac-Mana z uniwersum serii Galaga.
W Shadow Labyrinth wcielamy się w najemnika Swordsman no. 8. Z racji tego, iż tytuł ten nie posiada tłumaczenia na język polski, pozwolę sobie nazywać go również Miecznikiem. W niewyjaśniony sposób trafia on do obcego i zrujnowanego wojną świata. Nie posiadając żadnych wspomnień, nasz niemy bohater chwilę później spotyka PUCK-a – żółtą, cybernetyczną kulę, która jest oczywiście interpretacją ikonicznego Pac-Mana. Nasz nowo powstały duet od dzisiaj razem przemierza Labirynt w poszukiwaniu wyjścia oraz odpowiedzi na wiele pytań, których z czasem nagromadzi się znacznie więcej.
Historia nie jest najmocniejszą stroną tej produkcji. W Shadow Labyrinth postęp fabularny nie był dla mnie główną motywacją. W żadnym momencie opowieść ta mnie nie porwała, ale też mam wrażenie, iż twórcy nie spodziewali się, iż tak będzie. Fundamenty tej gry tkwią w rozgrywce, która, jak to w wielu dzisiejszych metroidvaniach, powinna nadrobić braki w dość nieciekawie opowiedzianej historii.
Hej Grok, wygeneruj mi przeciętną metroidvanię
Moim największym zarzutem wobec Shadow Labyrinth jest to, iż przez stosunkowo długi czas ta produkcja nie próbuje się niczym wyróżniać. Jest to dla mnie naprawdę dziwne, bo zaraz na początku otrzymujemy dwie mechaniki, które jak najbardziej nadają jej trochę tożsamości. Mowa o możliwości sterowania PUCK-iem w stylu klasycznych gier z Pac-Mana oraz wykorzystaniu jego mocy do przemienienia Miecznika w wielkiego mecha, Gaię. Czemu więc uważam, iż Shadow Labyrinth nie próbuje się wyróżniać na tle naprawdę mocnej i licznej w tym gatunku konkurencji? Otóż te dwie najciekawsze rzeczy są zdecydowanie za rzadko wykorzystywane, zwłaszcza w pierwszej połowie gry.
Sekcje „pac-manowe” może nie są idealne, ale według mnie pojawiają się za rzadko. Przemienić się w Gaię możemy samodzielnie, gdy zbierzemy odpowiednią ilość materiałów, ale tytuł nie dostarcza ku temu wielu powodów. No, może z wyjątkiem walk z bossami. jeżeli chodzi o samą eksplorację, to zagadki środowiskowe wymagające tej przemiany, można policzyć na palcach jednej ręki. Z czym w takim razie zostajemy? Ze skakaniem, walką z przeciwnikami oraz odblokowywaniem kolejnych skrótów podczas przemierzania wielu, bardzo podobnych do siebie korytarzy, w których łatwo się zgubić. Wypisz, wymaluj: najzwyklejsza w świecie metroidvania.
Nie jest świetnie, nie jest źle. Jest okej.
Narzekania na bok – Shadow Labyrinth to nie jest zła produkcja. choćby jeżeli dziś potrafię wymienić więcej jej wad niż zalet, to te drugie sprawiają, iż mamy do czynienia z całkiem solidnym tytułem, w którym można naprawdę dobrze się bawić. Poruszanie się po mapie czy walki z przeciwnikami potrafią dawać sporo frajdy, zwłaszcza gdy stajemy do starcia z bossem (a tych znajdziemy tu ponad dwudziestu). Potyczki z nimi bywają wymagające – szczególnie pod koniec – ale nie są żadnym „Mission: Impossible”. Z drugiej strony, niewielu z nich naprawdę zapadło mi w pamięć. Mam wrażenie, iż każdą zaletę tej produkcji można tu w jakiś sposób skontrować.

Wraz z postępem fabuły zdobywamy kolejne stałe ulepszenia i zyskujemy możliwość wymiany różnych perków. jeżeli chodzi o personalizację stylu rozgrywki, nie ma na co narzekać, może poza tym, iż do ciekawszych opcji docieramy dopiero pod koniec gry. To jednak motyw, który przewija się przez całą grę i był już wcześniej poruszany. jeżeli jesteś fanem gatunku i cenisz sobie przede wszystkim walkę, raczej się nie rozczarujesz. jeżeli natomiast większą wagę przykładasz do wyzwań platformowych podczas eksploracji, nie będzie już tak różowo.
Twórcy oddali nam do dyspozycji całkiem sporo narzędzi do pokonywania przeszkód, a część z nich naprawdę dobrze się sprawdza w praktyce. Świetnie korzysta się chociażby z dasha czy tutejszej odmiany linki z hakiem. Gdzie więc leży problem? Moim zdaniem (i, jak się okazało po lekturze opinii innych graczy, nie tylko moim) główna postać nie porusza się do końca płynnie. Doskonale ujął to Jerzy z kanału Jerzy the Gamer, nazywając ten ruch „pewnym bezwładem”. Trafił w sedno. Trudno o lepsze określenie tego dziwnego uczucia, kiedy próbujesz wymierzyć, gdzie wyląduje Miecznik po długim skoku na niewielką platformę, a on ląduje… gdzieś obok.
Jeszcze kilka ciężkich kulek do przełknięcia
Warto na moment zatrzymać się przy warstwie artystycznej tej produkcji. Może zabrzmi to jak zacięta płyta, ale niestety także na tym polu Shadow Labyrinth nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jak widać na załączonych obrazkach, wizualnie nie prezentuje się zbyt okazale.
Widać, iż Shadow Labyrinth to tytuł raczej z niższym niż wyższym budżetem. Potwierdza to również warstwa dźwiękowa. Muzyki często po prostu nie ma – momentami tytuł milknie zupełnie, a gdy już coś przygrywa w tle, wydaje się, iż wszystkie utwory są do siebie zaskakująco podobne. Ścieżka dźwiękowa nie zostanie ze mną na dłużej – adekwatnie już teraz nie potrafię w głowie odtworzyć żadnego jej fragmentu. Choć być może to kwestia gustu.
Podczas eksplorowania kolejnych map czuć, iż wszystkie pomniejsze obszary wchodzące w skład jednej lokacji są do siebie bardzo podobne. Brakuje charakterystycznych miejsc, do których można by się odnieść, – przez co stosunkowo łatwo się tutaj zgubić. Nie pomaga też nieczytelna, wizualnie mało atrakcyjna wizualnie mapa. Oczywiście, tytuł sugeruje, iż „zagubienie” jest częścią doświadczenia, ale mimo wszystko często prowadziło to u mnie do narastającej irytacji, – zwłaszcza gdy do frustracji dokładała się niewielka liczba checkpointów. Przydałoby się, żeby były rozmieszczone choć odrobinę gęściej.
Od strony technicznej nie mam tej produkcji niemal nic do zarzucenia. Na PlayStation 5 działa stabilnie, bez zauważalnych błędów. Warto jedynie wspomnieć o drobnej niekonsekwencji w systemie dialogów. Niektóre z nich można pominąć po przeczytaniu (gra nie oferuje dubbingu), a inne trzeba przeklikać do końca. Poza tym nie mam większych zastrzeżeń.
Drogi Pac-manie, lubię Cię pomimo twoich wad
Nie chcę, aby ta recenzja miała negatywny wydźwięk. Shadow Labyrinth to nie jest zła gra. Owszem, znajdziemy tu sporo problemów i wiele elementów, które można by było poprawić, ale koniec końców to produkcja, do której po prostu chce się wracać. Ma w sobie ten trudny do zdefiniowania pierwiastek, który sprawia, iż trudno się od niej oderwać. Jej zalety potrafią skutecznie maskować wady i chociaż nie sądzę, by tytuł ten miał szansę wybić się ponad przeciętność, to mimo wszystko fani gatunku powinni dać mu szansę.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse.
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.