
ROG Xbox Ally ma łączyć moc Xboxa z wolnością Windowsa. Brzmi obiecująco, prawda? I tu zaczyna się naprawdę interesująca historia o tym, jak wielkie korporacje potrafią jednocześnie zmieniać produkty na lepsze i ograniczać dostęp do własnych innowacji.
Sercem nowych urządzeń nie jest hardware – choć ten również imponuje – ale zupełnie nowe podejście do systemu operacyjnego. Microsoft opracował coś, co nazywa Xbox full screen experience, czyli pełnoekranowy interfejs Xbox, który zastępuje tradycyjny pulpit Windowsa. To nie jest zwykła nakładka czy launcher – to głęboka optymalizacja systemu, która ma fundamentalnie zmienić sposób, w jaki Windows radzi sobie na urządzeniach przenośnych.
Wiceprezes Xbox ds. urządzeń i ekosystemu Roanne Sones wyjaśnia, iż zredukowano wiele powiadomień i wyskakujących okienek, a Jason Beaumont z zespołu Xbox dodaje: Kiedy gracz uruchamia pełnoekranowy interfejs, wiele rzeczy po prostu się nie ładuje. Nie ładujemy tapety pulpitu, paska zadań ani wielu procesów, które są związane ze scenariuszami produktywności Windows. Rezultat? Około 2 GB RAM wraca do gier, a zużycie energii w trybie czuwania spada o jedną trzecią w porównaniu z tradycyjnym pulpitem Windows.
To też jest ciekawe:
To brzmi jak odkrycie roku, ale czy naprawdę? W końcu społeczność PC od lat optymalizuje Windows pod kątem gier, tworząc własne, odchudzone wersje systemu. Ghost Spectre i jego Windows 11 Superlite to tylko jeden z przykładów – system pozbawiony telemetrii, reklam i bloatware’u, który po uruchomieniu zużywa zaledwie 1 GB RAM. Różnica w tym, iż Microsoft robi to oficjalnie i z pełnym wsparciem.
Techniczne cuda, które nie są aż tak cudowne
Specyfikacje ROG Xbox Ally i Xbox Ally X robią wrażenie. Podstawowy model oferuje procesor AMD Ryzen Z2 A, 16 GB RAM i 512 GB SSD, podczas gdy wersja X otrzymuje mocniejszy Ryzen AI Z2 Extreme, 24 GB RAM i 1 TB pamięci. Oba urządzenia mają 7-calowy ekran Full HD z odświeżaniem 120 Hz i obsługują FreeSync Premium.
Ale tu pojawia się pytanie, które powinno niepokoić każdego entuzjastę technologii: czy te urządzenia różnią się jakoś fundamentalnie od Steam Decka, Lenovo Legion Go czy innych handheldów PC? Odpowiedź brzmi: nie bardzo. To wciąż procesory AMD z architekturą x64, standardowe kontrolery, znane układy graficzne. Jedyną prawdziwą różnicą są impulse triggers w wersji X oraz ergonomiczne uchwyty inspirowane kontrolerami Xboxa.
Co to oznacza w praktyce? Że specjalny firmware Windowsa 11, który Microsoft przygotował dla tych urządzeń, prawdopodobnie bez większych problemów mógłby działać na praktycznie każdym handheldzie PC na rynku. I tutaj zaczyna się prawdziwie fascynująca część tej historii.
Umowy, wyłączność i zakłamanie wolnego rynku
Microsoft bardzo jasno komunikuje, iż Xbox full screen experience będzie początkowo dostępne wyłącznie na ROG Xbox Ally. Roanne Sones potwierdza: podczas gdy pełnoekranowe wrażenia Xbox pojawią się najpierw na ROG Xbox Ally i ROG Xbox Ally X, naszym następnym celem będzie aktualizacja dostępnych na rynku urządzeń ROG Ally i ROG Ally X. Dopiero w przyszłym roku podobne rozwiązania mają trafić na inne urządzenia przenośne z Windowsem.
Brzmi to jak klasyczna umowa na wyłączność między Microsoftem a Asusem. Z biznesowego punktu widzenia to zrozumiałe – Asus inwestuje w partnerstwo z gigantem z Redmond, otrzymując w zamian przewagę konkurencyjną. Microsoft z kolei zyskuje kontrolowaną platformę do testowania swojej wizji handheldowego Windowsa.

Problem w tym, iż takie podejście jest fundamentalnie sprzeczne z duchem otwartości, który Microsoft pozornie promuje. W końcu to ta sama firma, która udostępnia standardowe obrazy instalacyjne Windowsa 11 dla wszystkich, która chwali się wsparciem dla różnorodności sprzętowej i otwartych standardów. Tymczasem w przypadku optymalizacji, które mogłyby udoskonalić całą kategorię urządzeń, nagle pojawiają się murowane ograniczenia.
Nadchodzący exodus firmware’u
I tu dochodzimy do prawdopodobnie najbardziej interesującej części tej opowieści. Hakerzy i entuzjaści nie czekają na oficjalne błogosławieństwo korporacji. Historia sceny modyfikacji konsol i systemów operacyjnych pokazuje, iż jeżeli coś istnieje w formie cyfrowej, prędzej czy później zostanie wyciągnięte, przeanalizowane i zmodyfikowane.
Wystarczy spojrzeć na historię Steam Deck i SteamOS – system Valve’a gwałtownie znalazł się na innych handheldach dzięki nieoficjalnym portom. Podobnie rzecz się ma z różnymi dystrybucjami Linuxa zoptymalizowanymi pod konkretny sprzęt. W przypadku Xbox Ally firmware sytuacja pozostało prostsza – to wciąż Windows, tylko z innymi ustawieniami domyślnymi i zmodyfikowanymi komponentami.

Można więc śmiało przewidywać, iż już kilka tygodni po premierze urządzeń w sieci pojawią się pierwsze nieoficjalne obrazy ISO z wykradzionym firmware’em. Ktoś zrobi dump pamięci urządzenia, ktoś inny wyciągnie najważniejsze komponenty, a jeszcze inny przygotuje instalator dla Steam Deck czy Legion Go. To nie kwestia czy, ale kiedy.
Bezpieczeństwo kontra dostępność
Tu jednak pojawia się poważny problem bezpieczeństwa. Nieoficjalne ROM-y i zmodyfikowane systemy operacyjne to nie tylko kwestia funkcjonalności, ale również zaufania. Kto gwarantuje, iż w takim systemie nie znajdzie się malware? Kto weryfikuje, iż wszystkie komponenty są czyste i niezmodyfikowane w złośliwy sposób?
Microsoft, ograniczając dostęp do swoich optymalizacji, de facto zmusza użytkowników do szukania rozwiązań w szarej strefie. Zamiast udostępnić czysty, oficjalny obraz systemu firma woli zachować kontrolę nad jego dystrybucją, ignorując fakt, iż ludzie i tak znajdą sposób na jego zdobycie.
Historia Windows 11 Superlite pokazuje, iż istnieje ogromny popyt na zoptymalizowane wersje systemu Microsoftu. Gdyby firma udostępniła oficjalny Windows 11 Gaming Edition czy podobnie nazwany wariant prawdopodobnie znacznie zmniejszyłoby to popularność nieoficjalnych modyfikacji. Zamiast tego mamy sytuację, w której użytkownicy są zmuszeni do wyboru między oficjalnymi, ale nieoptymalnymi rozwiązaniami a nieoficjalnymi, ale potencjalnie niebezpiecznymi alternatywami.
Przyszłość handheldowego Windowsa


Gaming Copilot, zagregowana biblioteka gier, optymalizacja zasobów systemowych – wszystko to brzmi jak krok w dobrą stronę. Microsoft najwyraźniej zrozumiał, iż przyszłość PC gamingu nie ogranicza się do wielkich wież z RGB-owymi wentylatorami. Handheldy to rosnący segment rynku, a SteamOS Valve’a pokazał, iż można zrobić to lepiej niż standardowy Windows.
Problem w tym, iż Microsoft wciąż myśli kategoriami kontroli i ekskluzywności. Zamiast uczynić z Windows platformę, która naturalnie sprawdzi się na każdym handheldzie, firma tworzy sztuczne bariery i ograniczenia. To strategia, która może przynieść krótkoterminowe korzyści biznesowe, ale długoterminowo szkodzi całemu ekosystemowi.
Aż mi głupio pisać takie truizmy
Jestem chłystkiem za komputerem, blogerem za dychę, a mądrzę się i wiem lepiej od ludzi sterujących jedną z największych i najpotężniejszych firm na świecie. Wiem, śmieszne. Problem w tym, iż choćbym nie wiem jak długo myślał i kombinował, wychodzi iż mam rację. Układ na wyłączność z Asusem – o ile w ogóle taki istnieje – to proteza. choćby Asus przesadnie na niej nie skorzysta.
ROG Xbox Ally i Xbox Ally X to urządzenia, które mogą zmienić sposób postrzegania handheldów PC. Specjalny firmware Windows 11 to krok w dobrą stronę – pokazuje, iż Microsoft potrafi słuchać społeczności i odpowiadać na jej potrzeby. Szkoda tylko, iż robi to w sposób tak ograniczony.
W idealnym świecie Microsoft udostępniłby Xbox Gaming Edition Windows 11 jako oficjalny, darmowy wariant systemu dla wszystkich. W rzeczywistości mamy umowy na wyłączność, sztuczne ograniczenia i perspektywę długiej walki między oficjalnymi kanałami dystrybucji a społecznością modderów.
Jedna rzecz jest pewna – optymalizacje, które Microsoft opracował dla Xbox Ally, nie pozostaną na długo ekskluzywne dla tych urządzeń. Pytanie tylko czy użytkownicy będą musieli polegać na nieoficjalnych, potencjalnie niebezpiecznych źródłach, czy może Microsoft zmieni zdanie i udostępni je oficjalnie. Historia technologii sugeruje, iż pierwsza opcja jest znacznie bardziej prawdopodobna.
W końcu, jak pokazuje doświadczenie ostatnich lat, w walce między korporacyjną kontrolą a determinacją społeczności entuzjastów to ta druga zwykle wygrywa. Pozostaje tylko mieć nadzieję, iż zwycięstwo to nie będzie okupione bezpieczeństwem użytkowników.