The Elder Scrolls Online: Seasons of the Worm Cult Part 2 – recenzja (PS5). Eksperyment na wpół udany

3 tygodni temu

Koniec! Skończyło się! W sensie, nie The Elder Scrolls Online, to ma jeszcze trwać, pomimo nieustających przewidywań rychłego upadku przez społeczność fanów. Natomiast końca dobiegł tegoroczny eksperyment, pierwszy w historii gry roczny Content Pass, dający nabywcom dostęp do całej dodatkowej zawartości pojawiającej się w grze w danym roku. Seasons of the Worm Cult Part 2, poprzedzony eventem Writhing Wall, wieńczy bowiem wątek wyspy Solstice, otwierając przed armią Stirk Fellowship jej wschodnią część i pozwalając graczom na ruszenie w pogoń za przywódcą Kultu Robaka.

Spis Treści

  • Status dodatku
  • Świat
  • Fabuła
  • Podsumowanie

Ostateczny kształy

Nie można o Seasons of the Worm Cult Part 2 opowiadać, nie wspomniawszy o jego bezprecedensowej formie. To oczywiście nie pierwszy raz, kiedy sezonowy wątek podzielono między kilka rozszerzeń, wszak już Elsweyr było domykane przez wydany kilka miesięcy później Dragonhold, a zagrawszy w Necrom, należało odczekać cały rok, by ujrzeć zwieńczenie opowieści w zeszłorocznym Gold Road. Tym, co wyróżnia Seasons of the Worm Cult Part 1 i 2 na tle pozostałych rozszerzeń, to fakt, iż jest to w zasadzie jeden, podzielony na części dodatek.

Widoki we wschodnim Solstice potrafią zachwycić, ale powodują też poczucie przebywania gdzieś, gdzie się nie powiino.

Im dalej na Wschód, tym niebezpieczniej

Byłem święcie przekonany, iż po upadku odcinającej wschodnią część Solstice od świata ściany Writhing Wall (swoją drogą skupiający się wokół tego event okazał się raczej średni, przynajmniej w trakcie dwóch pierwszych, publicznych faz, odkupionych na szczęście przez fantastyczny, dostępny wyłącznie dla posiadaczy Content Passa finał w fazie trzeciej), gracze otrzymają dostęp do nowej mapy – Eastern Solstice. Tymczasem okazało się, iż dotychczasowa strefa została po prostu rozszerzona, wliczając w to nowe delve’y, publiczny dungeon i szereg innych, nowych miejscówek i znajdziek (w tym oczywiście nowych zestawów uzbrojenia czy też artefaktów) do odhaczenia.

Nie oznacza to jednak, iż jest nudno, bo wschodnie Solstice diametralnie różni się od zachodniej części. Wciąż można tu natrafić na nieco rajskich widoków, ale spory teren zajmują wojskowe obozowiska czy też ściągnięte z Coldharbour przez Kult Robaka przepotężne kamienne struktury, zamieniające krajobraz w coś rodem z Oblivionu. Sporo tu też argoniańskich budowli, bo lokalne plemię Argonian i jego historia pełni w Seasons of the Worm Cult Part 2 sporą rolę, czego przedsmakiem był kilka miesięcy temu dungeon pack Feast of Shadows. W efekcie wschodnie Solstice wypada bardzo różnorodnie, ale przemierzanie go jest przez ponurą atmosferę nieco bardziej dołujące, szczególnie kiedy na łeb spadały klatki. Wyspa ta najwyraźniej wyciska ostatnie poty z silnika ESO.

Sporo „czasu antenowego” poświęcono jaszczurczym mieszkańczon Tamriel.

Ambitna historia z dłużyznami

Mocno ambiwalentne uczucia – zresztą podobnie jak cały tegoroczny sezon – budzi główny wątek, który, po świetnym rozpoczęciu w Part 1 i rozochocającym cliffhangerze, nagle zaciąga hamulec ręczny. Motyw zagłębiania się w terytorium wroga, gdzie – z małymi wyjątkami – nie uświadczymy bezpiecznej przystani pokroju dużego miasta, jest świetny, ale bez przerwy towarzyszyło mi uczucie, iż przez większość czasu nie dokonuję żadnych postępów na drodze do Mannimarco. Każdy kolejny quest zmieniał po prostu przedmiot, za którym się uganiamy. Wyjątkiem jest jedynie finał – świetnie zrealizowany, oferujący unikalne mechaniki i zaskakująco widowiskowy. Śmiem rzec, iż to jeden z najlepszych questów w historii The Elder Scrolls Online.

Osią fabuły również okazuje się niestety sinusoida. Pełno tu naprawdę dobrych wątków, jak chociażby sekrety lokalnych Argonian czy wątek powracającego do żywych Dariena Gautiera, próbującego odnaleźć się w całej tej dziwnej sytuacji. Nasze wybory dialogowe ponadto w końcu mają w tym sezonie jakieś znaczenie, pozwalając nam na budowanie relacji z bohaterami, a także wpływając na zakończenie. Nie są to potężne różnice, ale wciąż to miła odmiana po latach pasywnego podążania za skryptem. Problem w tym, iż trudno nie odnieść wrażenie, iż powrót Mannimarco i kontynuowanie wątku głównego z podstawki to zaledwie chwyt marketingowy bez większego wpływu na stan świata gry. Kilku bohaterów umarło, paru powróciło, ale poza tym status quo Trzech Królestw zostaje zachowany. Tamriel stoi w miejscu.


Eksperyment na wpół udany

Tekst ten, ze względu na specyficzny status Seasons of the Worm Cult Part 2 jako bardziej przedłużki Part 1, aniżeli osobnego bytu, stanowi pewną formę podsumowania całego 2025 Content Passa (wciąż wzdrygam się, gdy zapisuję tego potworka) – eksperymentu względnie udanego, bo dającego nadzieję na lepsze jutro, ale też pod wieloma względami poprowadzonego po prostu niechlujnie. Historia, kiedy już ruszy, Seasons of the Worm Cult wciąga i zaskakuje, ale też nierzadko zwyczajnie irytuje lub męczy – część pierwsza swoim krótkim czasem trwania, część druga poczuciem stania w miejscu. Wydane w tym roku dungeon packi można kompletnie pominąć, a event Writhing Wall rozhulał się dopiero na sam koniec.

To powiedziawszy, sam wątek Solstice jak najbardziej warto sprawdzić. Nie jest idealny, bynajmniej, ale ośmielam się rzecz, iż pomimo wszystkich zarzutów zarówno w recenzji Seasons of the Worm Cult Part 2, jak i tej dotyczącej Part 1, jest to jedna z najbardziej ambitnych w The Elder Scrolls Online. Świetnie również wypada rajskie na zachodzie i nieco diabelne na wschodzie Solstice, które naprawdę chce się zwiedzać, zwłaszcza kiedy ze słuchawek polecą aztecko brzmiące rytmy. Toteż czasu spędzonego na tej wysepce nie żałuję, zwłaszcza iż nowy program wydawniczy cierpi na problemy wieku niemowlęcego, ale wciąż oczekuję, iż 2026 Content Pass – o ile takowy będzie – zostanie zaprojektowany solidniej z uwzględnieniem wniosków wyciągniętych z krytyki obecnego sezonu.

Przeczytaj także

The Elder Scrolls Online: Fallen Banners – recenzja (PS5). Oblężona twierdza nadziei


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), Bluesky, naszym Discordzie, Redditcie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Idź do oryginalnego materiału