
Starożytne cywilizacje i matematyka, czyli recenzja gry Zaginione Miasta: Pojedynek
Growe podróże zaprowadziły nas niedawno do Indii (Ganges: Karty i Karczma) i Babilonu. Czas wyruszyć na poszukiwanie starych cywilizacji... z premierą, która wcale taka nowa na rynku nie jest. W każdym razie- mega nas ucieszyła możliwość przybliżenia Wam tego klasyka. Zapraszam do recenzji.Informacje/Pierwsze Wrażenia:

Zaginione Miasta: Pojedynek to dwuosobowa gra karciana stworzona przez jedno z najpłodniejszych nazwisk świata planszówkowego- Reinera Knizię. Pudełkowy wiek oszacowano na 8 lat, natomiast przewidziany czas rozgrywki to 30 minut. Oryginalnym wydawcą jest KOSMOS, a przez lata dystrybucją w Polsce zajmowała się Galakta. W wyniku rynkowych rotacji aktualnie mamy przyjemność przybliżyć Wam egzemplarz spod znaku Naszej Księgarni- i chyba muszę przyznać, iż do ich portfolio pasuje to znacznie lepiej (patrz wrażenia).

Kartonik z grą wciąż posiada swój niewielki kształt. Zmieniono natomiast okładkę (zachowując kolorystykę). Nowa grafika prezentuje się nowocześniej, piękniej, a zarazem kojarzy z klasykiem. Zresztą jak i stylistyka wszystkich komponentów. W pudełku znajdziemy: planszę, talię kart ekspedycji (wraz ze sponsorami), notesik oraz ołówek. Ponadto w tym wydaniu załączono nigdy wcześniej niepublikowany dodatek (kilka bonusowych kart). Do rozgrywki wprowadza nas krótka instrukcja.
Zasady:

Pełne zasady znajdziecie oczywiście w załączonej broszurce. Z racji, iż gra jest łatwiutka i gości na rynku już lata, przybliżymy tylko zarys rozgrywki- szczegóły bez trudu wyśledzicie w Internecie. Zresztą Zaginione Miasta są na tyle proste, iż streszczenie i tak zajmie nie więcej niż kilka zdań. Przygotowując zabawę, plansze umieszczacie między uczestnikami. Przedstawia ona pięć lokacji, które będziemy eksplorować. Karty ekspedycji i sponsorów dokładnie tasujemy, a następnie rozdajemy ich po osiem. Z pozostałych tworzymy stos dobierania... i w sumie możemy ruszać!

W swojej turze- spośród posiadanych kart- wybieramy jedną, którą dokładamy do ekspedycji (uwaga! Każdy rozpoczęty kolor to -20 pkt) lub odkładamy do obozu (pasującego barwą). W pierwszym przypadku należy uważać, by dokładać zawsze wyższą wartość (tworzymy ciąg rosnący). Oczywiście wyjątkiem są Sponsorzy, których należy umieszczać na samym początku (czyt. od nich zaczynamy układanie ciągu!). Turę kończymy uzupełnieniem ręki- ze stosu dobierania, bądź z dowolnego obozu (tylko wierzchnia dostępna!). Rozdanie się kończy w momencie, gdy zostanie dobrana ostatnia karta z talii.
Wtedy dzieją się czary- czyli liczenie punktów. Sumujemy wartość kart w każdej ekspedycji osobno i odejmujemy od niej 20 punktów (koszt rozpoczęcia wyprawy). Następnie mnożymy wartość przez liczbę sponsorów (tabela w instrukcji). Uwaga! Mogą wyjść ujemne punkty (źle wykorzystani sponsorzy pogrążą wyprawę!)! Rozgrywamy trzy rundy, a sumaryczny ich wynik wyłoni zwycięzcę.

Oczywiście- by nie było tak prosto- Nasza Księgarnia załączyła dodatek! Kamienie Milowe kilka zmieniają- są po prostu celami, które możemy zdobyć "w trakcie", bądź "na koniec rozgrywki". W ramach wynagrodzenia dostaniemy bonusowe punkty!
Wrażenia:

Nigdy nie sądziłem, iż przyjdzie mi recenzować Zaginione Miasta. Nie do uwierzenia, by wśród zalewu innowacyjnych tytułów, znalazło się miejsce na nowe wydanie starocia (choć nieraz doświadczyliśmy, iż warto!). Kto ma czas grzebać w piwnicach czy strychach, by wyciągać zakurzone propozycje? Nasza Księgarnia. Przykładem były niedawno wypuszczone Qwirkle. Dwa staruszki pod rząd?! Oba genialne! I tym razem muszę przyznać, iż przywrócenie Zaginionych Miast na świecznik, to doskonały pomysł.

Nikt nie był w stanie przewidzieć, iż powrót do takiego starocia sprawi mi aż tyle frajdy. Pamiętam swoje pierwsze rozkminy przy organizowaniu wypraw naście lat temu (sam tytuł ma ponad dwie dekady!) i euforia z tym związaną...i wiecie co? Nic się nie zmieniło. Gra wciąż- niezmiennie- budzi pozytywne emocje. Wydawać by się mogło, iż przecież świat poszedł naprzód, wydane zostały nowsze perełki, a sam mechanizm autor wykorzystał w podobnych planszówkach (Spór o Bór, Schotten Totten). Jednak to Zaginione Miasta przedstawiają ów pomysł w sposób elegancki, bez zbędnych udziwnień i udoskonaleń. Ot, układamy zestawy, ryzykujemy, liczymy wartości, szacujemy szanse i staramy się przechytrzyć przeciwnika. Zdając się na dobór kart i kitrając te bardziej wartościowe w ręku, musimy wyczuć (wykalkulować), gdzie zyskamy najwięcej. Choć to cała interakcja (znikoma, żeby nie powiedzieć żadna), nas każda rozgrywka wkręcała i bawiła. Kilkuminutowe starcia, z niezłą dynamiką, praktycznie bez set up'u i wymagań miejscowych, z dwoma zdaniami wprowadzenia (zasady bardzo intuicyjne) to- nie ma co ukrywać- wszystko składowe, które obudziły w wielu, aktualnie już doświadczonych graczach, miłość do planszówek (a niektórych choćby natchnęły do stworzenia własnej gry). Miło patrzeć, iż taki tytan wraca na rynek- bo nie ukrywajmy- jego moc, by zatrzymać człowieka przy stole, nie wygasła.

O jej popularności i wdarciu się do mainstreamu geekowskiego światka, świadczyć może fakt, iż Zaginione Miasta doczekały się rozbudowy serii. Wersji zarówno kościanej, jak i wykreślanej. Obie wydane stosunkowo niedawno, rzuciły nowoczesne światło na dwudekadowego staruszka. Jasne, gra jest ciut zaśniedziała i w erze tiktokowych rozgrywek może się wydać dość spokojna, ale uwierzcie, iż pokazując ją zupełnemu laikowi, rozkochacie go w grach towarzyskich. jeżeli jej nie znacie- koniecznie trzeba to nadrobić. choćby jeżeli jest to czysto matematyczne zmaganie (nie ukrywajmy, za grosz tu klimatu), a pierwszy rzut oka na tabelkę punktacji mrozi krew w żyłach (spokojnie dojrzewa się do liczenia), to Nasza Księgarnia zadbała, by wszystko "wyglądało" na klimatyczne (piękne ilustracje, jasne i duże karty). Klasyk, pozostanie klasykiem i choćby teraz- po latach ogrywania zyliona kolejnych gier- potwierdzam: Zaginione Miasta: Pojedynek zasłużyły na ten tytuł.
Plusy:
+ klasyk powraca w odświeżonym wydaniu
+ proste zasady
+ dynamiczna rozgrywka
+ interesujące kombinowanie i trening szarych komórek
+ matematyka w najprzyjemniejszej formie
+ niezależna językowo
+ do przyswojenia choćby dla 7-latków
+ sprawiedliwe rozłożenie gry na trzy rundy
+ niepublikowany wcześniej dodatek: Kamienie Milowe (poprawia regrywalność)
+ praktycznie brak set up'u
+ duże karty
Minusy:
- zerowy klimat
- bardzo umiarkowana (ukryta) interakcja