Recenzja: Blades of Fire [PS5]

6 godzin temu
Zdjęcie: Recenzja: Blades of Fire [PS5]


Już pojutrze na konsole i komputery trafi najnowsza produkcja studia Mercury Steam – Blades of Fire. Zapraszam do mojej recenzji tego tytułu.

Blades of Fire zostało zapowiedziane stosunkowo niedawno. Przez ostatnie miesiące śledziłem kolejne wiadomości o tej grze i oczywiście dzieliłem się nimi z Wami. Moje newsy poświęcone tej produkcji znajdziecie zebrane pod tym adresem. Nie ukrywam, iż tytuł ten wydawał mi się bardzo interesujący i chciałem sprawdzić pełną wersję. W końcu nadszedł dzień, w którym wydawca – 505 Games – udostępnił mi klucz recenzencki. Pobrałem więc tę grę i… pozostałem na chwilę na samym kafelku z Blades of Fire w PS5. Zaraz wyjaśnię, dlaczego się tak stało, a tym samym rozpocznę recenzję od elementu, który na ogół jest jednym z ostatnich w moich artykułach.

Muzyka i udźwiękowienie

Wstrzymywałem się z włączeniem gry, i to przez kilka minut, bo po prostu zachwyciła mnie przewodnia piosenka z opisywanej produkcji. Mam nadzieję, iż będzie ona dostępna jako singiel na YouTubie czy w serwisie Spotify. Bardzo chętnie słuchałbym tego utworu choćby poza grą. Na szczęście w samej grze również go nie brakuje – co pewien czas można usłyszeć znajome brzmienie czy podobny wokal. Sprawia to, iż strona dźwiękowa Ostrzy Ognia jest pod pewnym względem wybitna. Nie mogę się też przyczepić do ogólnego udźwiękowienia – szczęk uderzającej o stal oponenta stali, ogień ziejący z pieca kuźni, czy dźwięki towarzyszące wykuwaniu oręża (o czym więcej później) są bardzo satysfakcjonujące. Udźwiękowienie bez wątpienia jest jedną z największych zalet tego tytułu i polecam granie w dobrych słuchawkach.

Fabuła

Dla kontrastu muszę za to wspomnieć o opowieści, jaką serwuje nam Mercury Steam. Nie będę owijał w bawełnę – losy głównego bohatera, Arana de Liry, nie zainteresowały mnie. Zacznijmy od tego, iż fabuła nie jest przedstawiana jasno i na tacy, co dla wielu osób może być wadą. Aby w pełni zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w Blades of Fire, trzeba czytać wszelki dzienniki i bestiariusze oraz prowadzić opcjonalne rozmowy. O ile zamysł może być dobry, o tyle ja gwałtownie przestałem zwracać uwagę na wydarzenia rozgrywające się w tle i wiedziałem jedno – muszę pozbyć się złej królowej. Muszę jednocześnie przyznać, iż niektóre przerywniki filmowe potrafiły mnie rozbawić. Humor jest nienachalny i uważam go za jedną z wielu zalet opisywanej dziś gry. Wróćmy jednak do opowieści.

Nie oczekiwałem bynajmniej po tej produkcji świata tak rozbudowanego jak chociażby ten w Wiedźminie III, aczkolwiek uważam, iż większa przystępność przedstawiania historii wyszłaby recenzowanemu dziś tytułowi na dobre. Zwłaszcza, iż występuje tu sporo intrygujących postaci – za przykłady niech posłużą chociażby Glinda, mistrzyni kowalstwa, czy towarzyszący naszej dwójce bohaterów pewien klekoczący pomagier. Nie napiszę jednak więcej na jego temat, by nie wchodzić w spoilery.

Walka w Blades of Fire

Przemierzając krainę w Blades of Fire, zmierzymy się z niezliczoną liczbą przeciwników. Ich różnorodność jest odpowiednia – ani nie przytłacza, ani nie jest zbyt niska. Przede wszystkim należy zaznaczyć, iż różni oponenci inaczej reagują na konkretne typy broni. I tak na przykład kościotrupy będą bardziej podatne na broń obuchową, natomiast na skaczące na mieczach stwory lepiej zadziała cięcie mieczem. Należy mieć świadomość, iż większość naszego oręża posiada dwie postawy – tnącą i kłującą (są oczywiście też bronie obuchowe). Wpływa to na podatność wroga na przyjmowanie obrażeń. Mało tego – w walce wykorzystujemy przyciski X, Y, O oraz trójkąt i za ich pomocą wyprowadzamy ciosy z odpowiednich stron. Dodajmy do tego jeszcze możliwość parowania ciosów oponentów, naciskając L2 tuż przed przyjęciem ciosu, czy możliwość wykonywania uników po naciśnięciu L1, a otrzymamy dość rozbudowany, a jednocześnie satysfakcjonujący, system walki.

Należy jednocześnie uważać na poziom kondycji – jeżeli spadnie do zera, nasze ataki będą niesamowicie ociężałe. Na szczęście można przytrzymać lewy spust, aby pasek dość gwałtownie napełniał się. Trzeba także mieć świadomość, iż oponenci potrafią stanowić niemałe wyzwanie, jeżeli gracie na najwyższym poziomie, Steel. Starcia bywają wtedy wyzwaniem, które z pewnością doceni niejeden fan produkcji od FromSoftware. Nie znaczy to absolutnie, iż Blades of Fire stanowi trudność na poziomie serii Dark Souls czy Elden Ring. Niemniej należy świadomie korzystać z dostępnych mikstur leczniczych oraz przełączać się między broniami na naszym podorędziu, jednocześnie zważając na wytrzymałość/kondycję naszego bohatera. Z poziomem Steel wiąże się też niestety pewna niesamowicie istotna wada. Mianowicie, na Steel nie możemy w opcjach wybrać pokazywania kolejnego celu na kompasie. Mając na uwadze fakt, iż mapy są bardzo obszerne, potrafi to doprowadzić do ogromnej frustracji i błądzenia po lokacji. Zdecydowanie uważam, iż opcja ta powinna być dostępna niezależnie od wybranego poziomu trudności gry. Na szczęście można go zmienić niemalże w dowolnym momencie.

Wykuwanie broni

Blades of Fire jest bardzo mocno osadzone w kowalstwie, co daje naprawdę świetny efekt. Na początku gry zostaniemy zapytani, z jakiego metalu jesteśmy zrobieni. Możemy wybrać brąz, srebro lub stal, co przekłada się na coraz wyższe poziomy trudności. Pokonując wrogów, będziemy zdobywali surowce, a te możemy przekuć w broń. Po odnalezieniu i aktywowaniu kowadła w świecie gry możemy wybrać jedną z kilku dostępnych opcji – udanie się do Kuźni. Gdy się na to zdecydujemy, minie kilka sekund, po czym znajdziemy się w starożytnej kuźni. Tu możemy podejść do specjalnego stołu, a następnie wybrać rodzinę broni, jaką chcemy wytwarzać. Znajdziemy tu między innymi topory, sztylety, miecze (w różnych kształtach i rozmiarach), młoty, czy włócznie. Na małą różnorodność na pewno nie ma co narzekać. Warto zaznaczyć, iż kolejne schematy odblokowujemy w miarę pokonywania nowych wariantów przeciwników.

Następnie wybieramy warianty wyposażenia – długość elementów, czy – przede wszystkim – surowiec, z którego dany element zostanie wykonany. Im lepszej jakości surowiec, tym oczywiście bardziej zabójcza lub wytrzymała może być broń. Po zaakceptowaniu wszystkich parametrów przystępujemy do kucia. Warto też wspomnieć, iż najpierw zobaczymy jak Aran umieszcza metale w palenisku i rozpala piec – miły smaczek, który w razie takich preferencji możemy pominąć, przytrzymując przycisk O na padzie. Lepsze surowce – które sami wybierzemy – można pozyskać, oddając wsławione bronie Glindzie. Warto jeszcze zaznaczyć, iż możemy mieć maksymalnie 24 sztuki oręża – 4 w szybkim wyborze oraz 20 w ekwipunku. Jest to jednak na tyle spory limit, iż nie powinien Wam przeszkadzać w rozgrywce.

Niezwykle istotne jest skupienie się na samym procesie wykuwania broni. Po przystąpieniu do niego zobaczymy na ekranie docelową linię kucia. Naszym zadaniem jest jak najlepsze dopasowywanie poszczególnych wysokości słupków tak, aby jak najmniej odbiegały od tej linii. Nie obędziemy się przy tym bez zmieniania siły uderzeń, czy choćby kąta nachylenia młota oraz szerokości uderzeń. Dostosowujemy to dzięki obu gałek analogowych kontrolera, a następnie uderzamy młotem, naciskając spust. Osiągnięcie jak najlepszej jakości oręża (symbolizowanej przez liczbę gwiazdek, jakie zapełniamy podczas kucia) nierzadko jest pewnym wyzwaniem. Broń oczywiście zużywa się, więc nieraz będziecie ją naprawiali – każda naprawa oprócz odpowiednich surowców pozbawia broń gwiazdki. Zdecydowanie należy więc dążyć do jak największej liczby gwiazdek wytwarzanej przez nas broni. Maksymalnie możemy tworzyć siedmiogwiazdkowy oręż, aczkolwiek najpierw należy odblokować większą maksymalną liczbę gwiazdek. Więcej o tym dowiecie się z następnego akapitu.

Na zakończenie tej części recenzji Blades of Fire pozwolę sobie jeszcze na wspomnienie o tak zwanej pamięci kuźni. Przechowuje ona maksymalną liczbę gwiazdek, na jaką udało się nam wykuć broń. Przy kolejnym wykuwaniu tego samego typu broni możemy wybrać pamięć kuźni i pominąć wykuwanie, automatycznie otrzymując przedmiot z tą samą liczbą gwiazdek. Alternatywnie nie ma problemu, by próbować pobić swój rekord i stworzyć lepszy, bardziej wytrzymały produkt. Oczywiście nieprzekraczający maksymalnej liczby gwiazdek, jaką odblokowaliśmy dla tej kategorii broni. Doceniam też możliwość nadawania własnych nazw broni. Możemy albo postawić na losowe nazwy, albo samemu wpisać swoją nazwę. Ja na przykład młot nazwałem MC Hammer, miecz – Miecio (większy – Mieczysław), a włócznię – Wykałaczka

Ulepszenia

W Blades of Fire bynajmniej nie brakuje rozwijania możliwości naszej postaci, aczkolwiek nie odbywa się to w standardowy sposób. Zapomnijcie o drzewku umiejętności – zamiast tego postawiono na nagradzanie eksploracji świata. Przemierzając fantastyczną krainę wykreowaną przez Mercury Steam, możemy natknąć się na skrzynie. Do ich otwarcia wymagane jest po prostu podejście i naciśnięcie przycisku R1 na padzie. Trzeba jednak to robić, gdy w okolicy nie ma przeciwników. Nie ma sensu biegnięcie do skrzyni, próba otworzenia jej i choćby pozwolenie zabić nas przez przeciwników po zdobyciu skarbu. Zwyczajnie w świecie nie jest to możliwe i uważam, iż jest to bardzo dobra decyzja studia Mercury Steam.

Najpierw trzeba pokonać zagrożenie, a dopiero po tym można wziąć się za otwieranie skrzyni. Możemy w niej znaleźć specjalne kryształy – zebranie czterech zielonych zwiększa maksymalny poziom naszego zdrowia, natomiast pozyskanie 4 niebieskich zwiększa maksymalną kondycję. Warto też zaznaczyć, iż podniesienie zielonego kryształu automatycznie nas całkowicie leczy, co przydaje się szczególnie na poziomie Steel.

Kryształy te bynajmniej nie są jedynymi znajdźkami, które możemy odnaleźć. Aran może też natrafić między innymi na specjalne krypteksy (które podnieść musi chłopak – Aranowi brak odpowiednich umiejętności). Dzięki nim zwiększymy skuteczność, czy maksymalną liczbę mikstur leczniczych. Nie można także zabraknąć o odblokowywaniu coraz bardziej wytrzymałych broni konkretnego typu. Oczywiście o ile wykujemy odpowiednio dopracowany oręż. Ponadto możemy go pokazywać tajemniczym posągom, co pozwoli odblokować nowe komponenty do danego typu broni. To też nie koniec dostępnych znajdziek, ale absolutnie nie będę tu przytaczał wszystkich. Mogę Was natomiast zapewnić, iż są one świetnie osadzone w świecie gry i zdecydowanie zachęcają do zaglądania we wszelkie zakamarki.

Grafika

Strona wizualna Blades of Fire jest dość trudna w ocenie. Nie jest to na pewno najładniejsza gra tej generacji i miejscami można natknąć się na tekstury, które przywodzą na myśl hity z PlayStation 4. Styl graficzny kojarzył mi się też z serią Borderlands połączoną z cyklem Darksiders. Efekt jest moim zdaniem bardzo przyjemny, ale zdaję sobie sprawę, iż nie każdemu przypadnie do gustu. Należy jednocześnie bezsprzecznie docenić przywiązanie Mercury Steam do szczegółów. W menu wyposażenia możemy przyjrzeć się dopracowanym modelom talizmanu, czy krypteksu.

Nie należy również zapomnieć o świetnym bestiariuszu. Początkowo proste szkice przeradzają się w miarę liczby pokonywanych wrogów w porządne, szczegółowe ilustracje. Ba, choćby możemy udać się do naszego domu i przyjrzeć się szkicom miejsc, które odwiedziliśmy. Doceniam także fakt, iż gra działa w rozdzielczości 4K w 60 klatkach na sekundę. Nie ma tu wyboru trybu działania, ale w związku z takim działaniem nie mam żadnych zastrzeżeń. No, może poza brakiem polskiej wersji językowej.

Podsumowanie – czy Blades of Fire jest udaną grą?

Blades of Fire to świetna produkcja, przy której z ogromną przyjemnością spędziłem kilkadziesiąt godzin. To także pewien powiew świeżości i dowód, iż nowe marki (IP) również mogą, mam nadzieję, odnieść sukces. Tytuł ten nie jest idealny – na poziomie Steel często nie wiadomo, dokąd iść, co potrafi irytować – aczkolwiek to zaledwie drobna skaza na niemal perfekcyjnym dziele. Zdecydowanie polecam tę grę wszystkim fanom trzecioosobowych akcyjniaków. Ja jestem zachwycony tą produkcją i pozostaje mi tylko pogratulować studiu Mercury Steam. Koniecznie sprawdźcie wersję demonstracyjną, a jeżeli się Wam spodoba, to nie wahajcie się i zainteresujcie się pełną grą. Nie sądziłem, iż okaże się ona tak dopracowanym, przyjemnym tytułem. Dla mnie to jedna z największych i najbardziej pozytywnych niespodzianek ostatnich lat!

Kod recenzencki dostarczył wydawca – 505 Games.
Idź do oryginalnego materiału