Dziś, pięć lat po premierze oryginału, Days Gone dostaje remaster, który nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest. Nie zmienia gry w nowe doświadczenie. Nie przepakowuje systemów. Po prostu robi to, co remaster powinien - usprawnia, wygładza, przyspiesza i dodaje coś ekstra. Nie ma tu fajerwerków, ale jest rzetelna robota. I widać, iż ktoś naprawdę chciał, żeby ta gra wyglądała i działała lepiej. Widać gołym okiem.
Na trasie z Old Farewell
Days Gone nie potrzebowało wiele, by zyskać drugie życie. Wystarczyło dopieścić to, co już działało - świat, klimat, mechanikę hord. W wersji remasterowanej gra wygląda znacznie lepiej, szczególnie jeżeli gramy na PlayStation 5 Pro. Efekty świetlne, mgła, głębia ostrości - wszystko to robi robotę. Ale to nie są zmiany, które od razu biją po oczach. To raczej suma detali, która z każdą godziną buduje wrażenie, iż ten świat wreszcie działa w pełni od strony technologicznej.Reklama
Nieprzyzwoicie dobre są poranki. Złote światło wdziera się przez gęsty las, refleksy rozlewają się po mokrym asfalcie, a gdy słychać warczenie motocykla, człowiek naprawdę czuje się jak na trasie do nikąd. A noce wypadają jeszcze lepiej. Są gęste, czarne, niepokojące. To właśnie w takich warunkach Days Gone pokazuje pazur. Latarka nie jest ozdobą, tylko jest koniecznością. A reflektory motocykla zamieniają teren w cienie i błyski. To robi różnicę.
Nie musisz czekać na hordę
W oryginalnej wersji trzeba było przebić się przez kilkanaście godzin gry, żeby na dobre poczuć, czym są hordy. Tutaj wystarczy jeden klik. Tryb Horda to osobna część gry, rozgrywana na konkretnych mapach i z wybranym bohaterem. Do dyspozycji mamy Deacona, ale też Boozera, Skizzo, Rikki i kilku innych. Każdy ma nieco inny zestaw startowy i parametry.Rozgrywka przypomina klasyczny zręcznościowy survival. Mapa jest zamknięta, czas do kolejnej fali odliczany, a nasz cel jest prosty: przetrwać. Ale przetrwać z głową. Trzeba zbierać zasoby, rozstawiać pułapki, uciekać, wracać, walczyć. Przy każdej nowej próbie można zagrać lepiej. Ja po kilku podejściach opracowałem trasę, nauczyłem się spawnów, optymalizowałem zużycie koktajli Mołotowa. Przyznaję - to wciąga.
To nie jest "wielka" zmiana w grze. Ale to jedno z najlepszych wykorzystań tego, co Days Gone miało zawsze najlepszego - walki z tłumem. I wreszcie nie trzeba się na nią "zasłużyć" fabularnie.
Bez dramatu, ale z klasą
Na tym nie koniec. Do gry dorzucono tryb Permadeath - dla tych, którzy chcą przejść wszystko na raz, bez zapisu. Osobiście nie mam na to nerwów, ale wiem, iż znajdą się tacy, którzy potraktują to jako wyzwanie godne platyny. Import sejwa działa idealnie. jeżeli grałeś na PlayStation 4, przerzucasz save i możesz od razu ruszyć z miejsca, w którym skończyłeś. A co z platyną? jeżeli już ją zdobyłeś, nie musisz nic robić. Nie ma nowych trofeów, więc wszystko wskoczy samo. Wersja pecetowa też istnieje, ale tu skupiam się na PlayStation 5, bo to na niej testowałem Days Gone Remastered.
Dla kogo ten remaster?
Dla tych, którzy nie grali nigdy - to dobry moment. Days Gone ma swoje wady, nie oszukujmy się. Dialogi bywają za długie, tempo nierówne, a niektóre wątki fabularne po prostu nie wciągają. Ale to przez cały czas wyjątkowa gra drogi. Z motocyklem, bronią, hordami i pewnym starzejącym się twardzielem, który nie zawsze ma rację, ale zawsze ma nóż.
Dla tych, którzy już grali - decyzja jest prosta. jeżeli masz grę w bibliotece, dopłacasz kilka dyszek i dostajesz to samo, tylko lepiej podane, sprawniej działające i z dodatkowymi trybami. To nie rewolucja, ale sensowna, konkretna aktualizacja, która daje powód, żeby wrócić.
PS. Poniższa ocena dotyczy wyłącznie jakości remastera. Samą grę oceniłem w swojej recenzji na 6/10 i... do dziś tego żałuję. Z perspektywy czasu uważam, iż produkcja Bend Studio zasługuje na co najmniej 8/10. Cóż, nie tylko Deacon popełnia błędy...